Witajcie!
Już po tytule posta możecie się domyślić że raczej dzisiaj mam humor wisielczy a tak na prawdę pd ok 2 tygodni jest ze mną kiepsko. Bo właśnie 2 tygodnie temu zachorowała na katar moja szynszla czyli Czincziluś:
Na zdjęciu dziad oczywiście zaspany bo uwielbiał się zdrzemnąć w rękawie bądź kapturze.
Moim największym błędem było udanie się do weterynarza w momencie kiedy dostał katar a było to 2 tygodnie temu, a pierwszy raz byłam z nim na zastrzyku w piątek półtora tygodnia temu :
Niestety moje "dziecko" wyglądało strasznie mizernie, lało mu się z nosa, nie mógł oddychać a do tego wszystkiego nic nie pił i nie jadł. A na prawdę był zwierzęciem bardzo ruchliwym, zawsze go było wszędzie pełno. I oczywiście nie mogłam się patrzeć jak się męczył.
Po niedzielnym zastrzyku w tamtym tygodniu coś było nie tak zaczął mu lekko puchnąć brzuszek a weterynarz do nas że to przez leczenie i sterydy. Szynszyla ponoć miała ogromnego stersa.
A z tego co się dzisiaj dowiedziałam po uśpieniu malucha przyczyną była niedrożność jelit prawdopodobnie poprzez ich rozerwanie podczas zastrzyku i niestety część fekali malucha trafiała do brzucha, A to właśnie zrobiła weterynarz 16-06-2013r. kiedy to jej igła z zastrzykiem wbiła się w podbrzusze malucha w całości i jej tam została.
Dla mnie paranoja.
Oczywiście weterynarzowi nic nie udowodnisz. Nie powiem bardziej była kompetentna od Pana do którego poszłam za pierwszym razem bo u niego na pewno by zdechł na zapalenie płuc.
Ehhh. Więc musiałam go uśpić. Napuchł mi jak balon i poprzez to nie mógł już oddychać. Weterynarz u której byliśmy nie dawała mu żadnych rokowań ale chciała jeszcze wyciągnąć kasę na USG i operację które niestety wiem że by mu nie pomogły a tylko wydłużałyby jego cierpienie.
Także wyobrażacie sobie jak się fatalnie czuję. Pół dnia w pracy ryczałam a teraz też nie jest lepiej.
Oczywiście maluch musiał mieć pogrzeb. Spoczywa u mnie na działce.
Po tych incydentach z weterynarzami doszłam do wniosku, że u nas po prostu nie potrafią leczyć zwierząt. Owszem jest dobra klinika we Wrocławiu jednak mnie na nią nie stać więc drogę do niej miałam zamknietą.
Oczywiście muszę was od razu przeprosić za ten sentymentalny post. Ale musiałam się wygadać. Bardzo mi to leży na sercu a do tego tęsknie już za nim. Człowiek jest czasami głupi bo zbyt mocno przywiązuje się :(
Pozdrawiam Was i mam nadzieję ze Wam milej mija czas .
Aga
Bardzo Współczuję :(
OdpowiedzUsuńFaktycznie mało jest weterynarzy, którzy nie chcą ciągnąć tylko kasy, a pomocy zwierzakowi brak. Też długo szukaliśmy weterynarza dla naszego pieska i w końcu trafiliśmy na prawdziwego weterynarza z powołaniem. Mam nadzieję, że Ty też w końcu na takiego trafisz.
Ojej :( tak strasznie mi przykro :( Trzymaj się Kochana :*
OdpowiedzUsuńJa nie spotkałam się raczej z niekompetencją ze strony lekarzy weterynarii. Niemniej jednak w każdym zawodzie zdarzają się ludzie, którzy nie powinni zajmować określonych stanowisk. Szkoda, że ucierpiało na tym Twoje zwierzątko... To przykre - patrzeć jak zwierzak się męczy. Oby takie sytuacje zdarzały się jak najrzadziej.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi :( Wiem jak to jest stracić zwierzątko, wiele ich straciłam w swoim życiu :(
OdpowiedzUsuńNiestety w każdej dziecinie medycyny znajdą się ludzie niekompetentni i nic z tym nie da się zrobić :(
PRZYKRO NAM
OdpowiedzUsuńJejku :( współczuję :*
OdpowiedzUsuńDziękuje ehhh :(
UsuńWspólczuje ci Kochana. Niestety weterynarza to do siebie mają że czasem naprawde się nie znają :/
OdpowiedzUsuńJa bym walczyłą o błąd w sztuce. Szzcezre to mozolna droga i może trochę droga ale weterynarz by się nauczył. A koszty i tak później byłyby zwrócone. Nie pozwoliłabym żeby mojej kochanej psince coś się takiego stało :(
Właśnie tylko żaden weterynarz nie prowadzi książeczki zdrowia dla szynszyli więc to raczej walka z wiatrakami by była. Ale z chęcią bym zgłosiła tą zaistniała sytuację do inspekcji weterynaryjnej.
UsuńWspółczuje :( Ja też nie dawno straciłam psa więc wiem co czujesz :( Trzymaj sie ;*
OdpowiedzUsuńRównież współczuję i jakoś tak dzisiaj trochę zaczyna ze mnie to schodzić. To był taki mniejszy członek rodziny :(
UsuńBardzo mi przykro:( Smutne zdarzenie... Trzymaj się jakoś...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
http://kosmetycznawyspa.blogspot.co.uk/
Przykro mi :( Trzymaj się :*
OdpowiedzUsuńPS. Wczoraj chciałam wejść na Twojego bloga i pisało, że usunięty...
A wiem bo wołało ode mnie kod na telefon komórkowy. Że niby ktoś mi się chciał włamać czy coś w tym stylu. I po potwierdzeniu i wysłaniu kodu mi go odblokowali. Także jeszcze tym mnie ciśnienie wczoraj podnieśli.
UsuńOj :( Wszystko się ułoży :* Już się martwiłam i dziwiłam, że skasowałaś bloga :(
UsuńI dziękuję za głos u Maliny :*
Współczuję :( sama mam kotkę i nie wyobrażam sobie bez niej życia. Zauważyłam, że dużo weterynarzy nie jest lekarzem z powołania. Na taką taką cudowną panią weterynarz trafiłam przypadkowo i teraz jak mam jechać na kontrolę czy po tabletki na odrobaczanie to załatwiam to u niej. Weterynarz na moim osiedlu dawała mojej kotce zastrzyki, bo rzekomo rujkę miała za wcześnie, a jak poszliśmy na sterylizację do tej miłej to powiedziała, że zastrzyki były zbędne.
OdpowiedzUsuńWłaśnie kompetencja weterynarzy jest straszna. Ale człowiek jest głupi i się przyzwyczaja do zwierzaka też mam jeszcze kota,a on już jest prawdziwym członkiem rodziny
UsuńTrzymaj się :)
OdpowiedzUsuńZ tym, że u nas nie potrafią leczyć zwierząt się w 100% zgodzę, ile ja z moim kotem się nachodziłam, nadenerwowałam, zapłaciłam, żeby go wyleczyli. Najgorsze jest to, że przez pewną operację mój kot może mieć nawroty choroby. Ogólnie skomplikowana sprawa, bo odnoszę wrażenie, że nikt do końca nie zdawał sobie sprawy co mu jest. Już nie mówię ile te wszystkie wizyty i operacje kosztowały. Póki co na szczęście jest dobrze, ale na jak długo ? Tego nie wiem, oby jak najdłużej..
OdpowiedzUsuńI współczuję utraty zwierzaczka:(
ojej jaka szkoda... a to takie poczciwe zwierzątka
OdpowiedzUsuńRozdanie kosmetyczne u mnie! Zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńhttp://youbeautiful-kosmetycznefantazje.blogspot.com/2013/06/rozdanie-kosmetyczne.html
Jak miło ze ktoś z mojej miejscowości. :)
UsuńBardzo mi przykro, wiem jakie to straszne stracić swoje ukochane zwierzątko.. :( Mi odeszła w listopadzie zeszłego roku koteczka Pinusia:( Bardzo to przeżyłam:( I to też weterynarz bardzo fatalnie się zachował, najpierw nie poinformował, że jego zdaniem to panleukopenia, wypisał do domu i nara, a jak się pogorszyło, to powiedział, że mnie nie stać na kupno surowicy i zostaje tylko czekać na polepszenie lub smierć ;((((
OdpowiedzUsuńJa surowicę załatwiłam od ręki, ale on nie chciał podać, tłumacząc że dostała lek, po godzinie od podania leku odeszła... :( Do tej pory jest mi przykro i łza się kręci w oku, a to niedługo już będzie rok... :(
Niestety każda strata bardzo boli ehhh i tak ostatnio mnie mój Pan namawia weźmy jeszcze nowego szkraba a ja jakoś tak nie mogę się przełamać :(
Usuń